sobota, 16 listopada 2013

Larry rozdział 5

Larry Stylinson


*Louis
5.Obudziłem się.Przez chwilę zastanawiałem się ile spałem,ale zorientowałem się,że oprócz mnie i Harry'ego w pokoju jest ktoś jeszcze.Ann siedziała pochylona nad synem i przykładała mokrą ściereczkę do jego czoła.
-Ann?Co ty tu robisz?Miałaś być w bostonie.
Spojrzała na mnie i na chwilę na jej twarzy zagościł słaby uśmiech.Ale tylko na chwilę.Na jej twarzy zauważyłem ślady łez.
-Przyleciałam pierwszym samolotem-mruknęła.Między nami zapadło milczenie ciągnące się w nieskończoność.
-Louis powiedz mi tylko,dlaczego?Dlaczego on to zrobił?-Ann jako pierwsza postanowiła przerwać tą niezręczną ciszę.
-To moja wina.Ja...-nie zdążyłem dokończyć zdania,bo poczułem,że dłoń Harry'ego,którą ściskałem poruszyła się.Spojrzałem na jego spokojną twarz.Na jedną krótką chwilę otworzył oczy,ale szybko je zamknął.
-Harry...-szepnąłem.Spojrzał na mnie.Jego oczy,zielone i bezdenne,zrobiły się wielkie jak spodki.
-Louis...-jego głos,cichy,zachrypnięty.
-Harry,synku-Hazz utkwił spojrzenie w swojej matce,a na jego twarzy odmalowała się panika.Jego słabe ręce szarpały się z aparaturą,do której był podłączony.Złapałem jego ramiona,aby go powstrzymać,a on wrzasnął z bólu.
-Przepraszam,Harry,uspokój się,zrobisz sobie krzywdę,błagam!!!-krzyczałem.Panika narastała we mnie coraz bardziej i bardziej.Ann otrząsnęła się dopiero po chwili,ale od razu zaczęła działać.Wybiegła z sali i usłyszałem jak woła lekarza.Zaledwie po kilku sekundach do pokoju weszło kilka osób.Pojawiła się również pielęgniarka Cindy.Położyła mi dłonie na ramionach i spróbowała wyprowadzić z pokoju.Opadłem z sił i uległem jej.Patrzyłem jak pielęgniarze przytrzymują Harry'ego,a lekarz wstrzykuje mu jakiś lek.Widziałem jakąś kobietę kucającą przy Ann skulonej na podłodze.Jej ramiona trzęsły się i słyszałem cichy szloch.Pozwoliłem Cindy na wyprowadzenie mnie z pokoju i ruszyłem przed siebie.Biegłem przez szpital,aż znalazłem się na dworze.Przez łzy nic nie widziałem i wpadłem na kogoś.
-Przepraszam-bąknąłem i otarłem oczy rękawem.
-Lou?Co się stało?
Przede mną stała Eleanor.Za nią zobaczyłem srebrnego mercedesa i wysiadających z niego Richard'a Griffiths i Harry'ego Magee.
-Lou,wszystko w porządku?-zapytała Eleanor,a w jej głosie pobrzmiewała troska.Spojrzałem  jej w oczy i zrobiłem coś bardzo głupiego.Zrobiłem coś,czego miałem żałować do końca życia.Coś co zmieniło wszystko.Pocałowałem ją.


Nareszcie udało mi się napisać rozdział!Dedykuję go mojej kochanej Yuke Kawaii <3
Kocham Was!!!! <3

niedziela, 18 sierpnia 2013

Dawno mnie tu nie było bo byłam na wczasach i nie wiem kiedy dodam kolejny rozdział.Miałam napisać go wczoraj,ale nie mogłam się skupić.Ostatnio jestem w złej formie,nie radzę sobie z różnymi rzeczami.Przepraszam was postaram się pozbierać i coś napisać w najbliższym czasie.Kocham Was!!!!

wtorek, 2 lipca 2013

Larry rozdział czwarty.


Larry Stylinson

*Harry

4.Wiedziałem ,że koniec zacznie się od początku .Wiedziałem ,że nim utracę siebie ,zobaczę całe swoje życie.

Wspomnienia zaatakowały mnie ,gdy się ich najmniej spodziewałem .Wdarły się do mojej głowy nieproszone i siały w niej spustoszenie ,kotłując się i przepychając w walce o pierwszeństwo .W końcu wygrało najstarsze .Ja ,siedzący przy stole ,zdmuchuję płomyczki trzech świeczek na torcie urodzinowym .Uśmiech mojej mamy .To wspomnienie było mętne .Zbyt stare by pamiętać dokładnie wszystkie szczegóły .

Kolejne wspomnienia przelatywały mi przed oczami .Nie skupiałem się na nich .Czekałem na te ,które pragnąłem zobaczyć .I gdy w końcu nadeszło miałem ochotę śmiać się i płakać jednocześnie .Śmiać -ze szczęścia ,a płakać -bo wiedziałem ,że to już koniec .Już nigdy go nie zobaczę .Śmierć jest czymś nieodwołalnym .Skupiłem się na obrazie w mojej głowie .Nasze pierwsze spotkanie .Ja miałem 15 ,a on 17 lat .Nieodpowiedzialni ,zwariowani z wielkimi marzeniami .To były wakacje ,letni obóz ,rok 2009 .Mieszkaliśmy w ośrodku .Byliśmy razem w pokoju .Choć wcześniej się nie znaliśmy ,już pierwszego dnia się zaprzyjaźniliśmy .Przy nim byłem po prostu …Harrym .Byłem sobą .Spędzaliśmy ze sobą każdą chwilę .Aż w końcu nadszedł dzień pożegnania .Wymieniliśmy się numerami telefonów i spakowaliśmy .Pamiętam ,jak siedziałem obok Louisa na jego walizce i wpatrywałem się w swoje dłonie .Nie chciałem się żegnać .Nie rozumiałem tego dziwnego uczucia ,które się we mnie zrodziło ,aż do chwili ,gdy się odezwał .

-Wiem ,że nie zadzwonisz -powiedział ,a w jego głosie pobrzmiewał smutek .Spojrzałem na niego zdziwiony ,a on kontynuował -dlaczego miałbyś zadzwonić ?Przecież znamy się tak krótko .Szkoda ,bo Cię polubiłem i chciałbym …

Nie dokończył ,bo go pocałowałem .To było tak szalone i egoistyczne ,ale musiałem .Musiałem ,bo to mogło być nasze pierwsze i ostatnie spotkanie .Myślałem ,że się odsunie ,ale on …odwzajemnił mój pocałunek .Wtedy zrozumiałem co do niego czuję .Ja go kochałem .

-Mówiłeś ,że w przyszłym roku idziesz do „XFactora” ,tak ? -zapytał zdyszany ,gdy się od niego w końcu oderwałem .Kiwnąłem głową ciężko oddychając wciąż lekko oszołomiony tym co zrobiłem -A więc ja też tam będę .Nie pozwolę ,żeby to było nasze ostatnie spotkanie .Proszę zadzwoń . -powiedział i mnie przytulił .Jego twarz utonęła w moich włosach .

-Twoje loki ładnie pachną -mruknął mi do ucha i zaśmiał się .

Nagle wszystko zniknęło .Siedziałem samotnie w ciemnościach .Nie byłem w domu ,ale to pomieszczenie było znajome .X Factor .Przy uchu trzymałem telefon .Moje dłonie drżały .Po trzech sygnałach usłyszałem znajomy głos po drugiej stronie .

-Harry ,tak mi przykro … -westchnął Louis .

-Lou ,gdzie jesteś ?Czy to … ?Czy ty jedziesz samochodem ?Louis ,gdzie jedziesz ?-pytałem roztrzęsiony .Oczy piekły mnie od wzbierających w nich łez .

-Wracam do Doncaster -mruknął.

-Co ?Louis ,dlaczego ?!Dlaczego mi to robisz ?!

-Uspokój się .Na razie tak będzie lepiej .Ale wrócę .To co się stało …To źle ,że nas przyłapali ,ale nie żałuję .Wiesz ,że Cię kocham .

-Ja też nie żałuję .Mam nadzieję ,że szybko wrócisz .Zadzwoń ,gdy dojedziesz na miejsce .Kocham Cię .

Po chwili ciemności się rozmyły i oślepiły mnie światła reflektorów .Chwilę później dowiedziałem się ,że od teraz ja ,Lou ,Niall ,Liam i Zayn jesteśmy zespołem .Ja i Louis od razu rzuciliśmy się na siebie .Wziąłem go na ręce i przytuliłem .

-Kocham Cię-szepnął.

-Na zawsze-odszepnąłem .

Po chwili znów byłem na scenie ,jednak teraz nikt się nie cieszył .Przegraliśmy .Następnie trafiliśmy do garderoby Simona i dowiedzieliśmy się o kontrakcie płytowym .Zobaczyłem całą swoją przeszłość .Leeds ,koncerty ,wspólne chwile z Lou i …Eleanor .Cholerna umowa z Modest i Eleanor .Nienawidziłem jej i Modest .Nienawidziłem ich za to ,że postanowili dla pieniędzy zniszczyć nasze szczęście .

W końcu przed moimi oczami pojawiły się najświeższe wspomnienia .Te najboleśniejsze .Nasza kłótnia .Nasz koniec .

-Ja już nie mogę .Nie potrafię tak dłużej .To mnie zabija .To ciągłe życie w strachu ,że ktoś się dowie -powiedział głosem przepełnionym bólem .

-A więc ogłośmy światu ,że jesteśmy razem .Proste .Myślisz ,że mi ukrywanie się sprawia przyjemność ?

-Nie możemy .

-Więc co chcesz zrobić ?-zapytałem .Nie odpowiedział tylko spojrzał mi w oczy .Po moich policzkach spłynęły łzy .

-Louis ,aleee …

-Przepraszam Hazz ,nie chciałem ,żeby to się tak skończyło ,ale spróbuj mnie zrozumieć …

Nie słyszałem co dalej powiedział ,bo wybiegłem z naszego wspólnego domu .Następnego dnia zabrałem swoje rzeczy .Dopiero po trzech dniach dotarło do mnie co się stało .Dzwoniłem do niego ,błagałem o spotkanie ,rozmowę ,lecz on odmawiał .W końcu nie wytrzymałem .Postanowiłem to skończyć .

Ostatnie wspomnienie .Początek końca .Moment ,w którym rozpędziłem się i skoczyłem .Ból .Okropny ,przeszywający mnie na wskroś ból .Myślałem wtedy o nim .Zamknąłem oczy .

Właśnie takie było moje życie .To właśnie byłem ja ,Harry Styles .Teraz mogłem umrzeć .Teraz mogłem zamienić się w nicość .Jednak coś nie pozwalało mi zniknąć .Coś trzymało mnie na tym świecie ,w tym ciele .Nie umarłem .Dlaczego nie umarłem ?

Czułem własne palce ,czułem krew pulsującą w moich żyłach ,ból w kończynach .Czułem też znajomy dotyk .Czyjaś dłoń spleciona z moją .Czyjeś palce muskające moją skórę .Moje powieki uniosły się .Oślepiło mnie jaskrawe światło .

-Harry …

Spojrzałem na osobę ,która wypowiedziała moje imię .

-Louis …

 

Przepraszam,że tak długo nie dodawałam,ale miałam problemy z netem.Mam nadzieję,że wam się spodoba rozdział 4.Komentujcie,bo wasza opinia jest dla mnie ważna.
Buziaczki :*

czwartek, 20 czerwca 2013

Larry rozdział 3


Larry Stylinson

*Louis

3.W samochodzie przemyślałem kilka rzeczy .Po pierwsze :musiałem zachować spokój .Nie wiedziałem w jakim stanie jest Harry ,ale nie wolno mi było panikować ,bo to mogło mu jedynie zaszkodzić .Po drugie :musiałem go przeprosić .Zachowałem się jak dzieciak .On chciał tylko porozmawiać ,a ja na niego naskoczyłem .Po trzecie :cholernie go kochałem .Przez te kilka tygodni po naszym rozstaniu moje życie zmieniło się .Zmieniło na gorsze .Nie potrafiłem się na niczym skupić ,bo cały czas myślałem tylko o nim .Opuszczałem próby ,aby go nie spotkać .Siedziałem w domu pijąc .Byłem sam .I coraz bardziej zatracałem się w tej cholernej samotności .                                                               
-Wysiadasz ,czy stchórzyłeś ? -pytanie Zayna wyrwało mnie z zamyślenia .Odpiąłem pas i wysiadłem z samochodu .Szybkim krokiem ,który po chwili przerodził się w bieg ,ruszyłem w stronę szpitala .Zatrzymałem się dopiero przy recepcji .                                                                                                                         
-Harry Styles ! -wysapałem -Gdzie leży Harry Styles ?!                                                                                                       
-Spokojnie .Rodzina ?-powiedziała młoda pielęgniarka zerkając na mnie zza monitora komputera .                             -Nie ,przyjaciel .                                                                                                                                                                      
-Wpuszczamy tylko najbliższą rodzinę…                                                                                                                                    
-Bardzo ,bardzo bliski przyjaciel -przerwałem ,patrząc jej w oczy .Otworzyła usta ,aby coś powiedzieć ,ale po chwili zrozumiała i zamknęła je .Zawołała jakąś pielęgniarkę przechodzącą niedaleko nas .                              
-Cindy ,możesz zaprowadzić tego pana do Sali 108 ? -Cindy nie zdążyła odpowiedzieć .Gdy tylko usłyszałem numer pokoju rzuciłem się biegiem przez korytarz .                                                                                                
-Proszę zaczekać …-krzyknęła .Zatrzymałem się dopiero pod odpowiednią salą .Już miałem wchodzić ,ale …nie mogłem .Skarciłem się w myślach .Dlaczego się wahałem ?Cholera ,co było ze mną nie tak .Po chwili u mojego boku pojawiła się Cindy .                                                                                                                         
-A więc znalazł Pan salę . -wydyszała .Dlaczego Pan nie wchodzi?                                                                                       
-J -ja … -wyjąkałem -już idę .                                                                                                                                                         
Złapałem chłodną klamkę i powoli nacisnąłem ją .Uchyliłem drzwi i zajrzałem do środka .Na środku przestronnego ,jasnego pokoju stało łóżko .Nie widziałem osoby leżącej na nim ,bo widok zasłaniali mi Niall i Liam .Odwrócili się ,gdy wszedłem do sali . Niall ,gdy tylko mnie zobaczył zaklął pod nosem i podszedł do mnie tak ,że nadal nie mogłem zobaczyć Harrego .                                                                                         
-Mówiłem mu ,żeby Cię nie przyprowadzał -wymamrotał i wypchnął mnie na korytarz .                                                
-Niall ,ale o co chodzi ?                                                                                                                                                              
 -Nie możesz tam wejść .-powiedział z łzami w oczach -dla nas to było przerażające ,ale dla ciebie…                              
-Przyjechałem tu dla niego -warknąłem i przepchnąłem się obok Nialla .I od razu tego pożałowałem .Z moich ust wyrwał się przerażający krzyk ,więc zakryłem je dłońmi .Kolana się pode mną ugięły i wylądowałem na nich przy łóżku .Czyjaś ciepła dłoń wytarła słone łzy z moich policzków .Liam .Ukucnął obok mnie .Odwróciłem się do niego i przytuliłem .Prze kilka dobrych minut wypłakiwałem się w jego ramię ,zanim odważyłem się znów spojrzeć na Harrego .Na posiniaczonym ciele widniały zadrapania ,rany cięte i kłute .Loki ,które tak kochałem zasłonięte były szerokim bandażem .Jego twarz wyrażała idealny ,niczym nie zmącony spokój .Pogłaskałem go po wierzchu dłoni .To było chyba jedyne nie uszkodzone miejsce .                                                                                                                                                    -Przepraszam kochanie -wyszeptałem i delikatnie pocałowałem go w czoło -przepraszam…

 

…………………………………………………………………………………………………………………………………………………………….

 

Jak podoba wam się kolejny rozdział ?Mam nadzieję ,że jesteście zadowoleni .Komentujcie ,bo dzięki temu wiem ,czy wam się podoba .                                                                                                                                   Kocham was !!!

 

wtorek, 18 czerwca 2013

Larry rozdział 2


Larry Stylinson

*Louis

2.Leżałem skulony na podłodze dławiąc się łzami .To moja wina .To przeze mnie Harry był w szpitalu .Nie wiedziałem nawet ,czy jeszcze żyje .Tak bardzo chciałem go zobaczyć ,lecz nie mogłem .Niall zadzwonił jeszcze kilka razy błagając mnie o przyjazd do szpitala ,lecz ja odmawiałem .Znowu .Robiłem to zdecydowanie zbyt często .Chciałem ,ale nie mogłem tam jechać .Nie mogłem ,bo złamałbym się ,pozwoliłbym mu wrócić .Znów nalegałby ,aby się ujawnić .Nie obchodzili go chłopcy z zespołu .To zniszczyłoby karierę nie tylko nam ,ale też im .A przecież tak ciężko pracowali .Harry nie mógł zrozumieć ,że w tym nietolerancyjnym świecie nie ma miejsca dla Larrego .                                            
Wstałem ,podszedłem do barku i wyciągnąłem pierwszą z brzegu butelkę .Nawet nie wiedziałem co to jest ,nie obchodziło mnie to .Przyłożyłem ją do ust i przechyliłem .Zdążyłem wypić tylko połowę ,bo przerwało mi natarczywe pukanie .Westchnąłem i odłożyłem alkohol ,po czym podszedłem do drzwi .Odgarnąłem z oczu włosy lepiące się do mokrej od łez twarzy i spojrzałem zza zasłonki przez małe okienko w drzwiach .Za nimi stał Zayn .Nie mogłem go wpuścić . Nie teraz .Oparłem się plecami o drzwi i usiadłem ,opierając głowę na kolanach .                                                                                                               
 –Lou ,wiem ,że tam jesteś ! -krzyknął Zayn wciąż waląc w drzwi -Otwórz !                                                             
Nie zwracałem na niego uwagi .Po kilku minutach pukanie ustało .Odetchnąłem z ulgą .Powoli podniosłem się ,poszedłem do kuchni i nalałem do szklanki wody .Moja ręka zatrzymała się w połowie drogi do ust .Drzwi kuchenne ,prowadzące do ogrodu były otwarte .Najciszej jak umiałem odłożyłem szklankę i zrobiłem kilka kroków w ich stronę ,rozglądając się na boki .Nagle ktoś złapał mnie od tyłu i zaczął ciągnąć w stronę wyjścia do ogrodu .                                                                                          
-Puść -krzyknąłem ,machając rękami ,aby się uwolnić .                                                                                                   
-Cicho bądź !Zostawiłeś otwarte drzwi kretynie .Masz szczęście ,że ja to zobaczyłem ,a nie jakiś psychopata .-powiedział spokojnie Zayn i odwrócił mnie przodem do siebie .Miał opuchnięte oczy .Pewnie długo płakał .Przyglądał mi się przez chwilę ,skrzywił się ,po czym znów odwrócił i pchnął w głąb domu .                                                                                                                                                                                   
-Idź do łazienki  i doprowadź się do porządku .Śmierdzi od ciebie alkoholem i wyglądasz jak byś zapomniał co to prysznic ,ciepła woda i mydło .Chcesz ,żeby Harry zobaczył Cię w takim stanie ?                    
 Zatrzymałem się w połowie korytarza prowadzącego do łazienki .Chciałem uciec .I pewnie zrobiłbym to ,gdyby nie dłonie Zayna zaciśnięte na moich ramionach .                                                                                    
-Nie pójdę tam .On mi tego nie wybaczy .To wszystko moja wina . -powiedziałem najspokojniej jak umiałem ,choć i tak  mój głos brzmiał trochę histerycznie .                                                                                        
 -Właśnie dlatego musisz jechać .Jesteś mu to winien . -mruknął Zayn i wepchnął mnie do łazienki . -Masz 10 minut -dodał i zamknął drzwi .                                                                                                                      
Wziąłem prysznic ,i założyłem czyste ubrania .Kilka razy umyłem zęby ,aby pozbyć się zapachu alkoholu .Wyszedłem z łazienki 10 minut ,ale po czasie .Zayn nie stał pod drzwiami .Zajrzałem do salonu ,lecz tam też go nie było .Nagle poczułem przyjemny zapach .Kawa !Skierowałem się do kuchni i tak jak się spodziewałem ,zastałem Zayna przy ekspresie do kawy .                                                                       
-No wreszcie !-powiedział ,gdy mnie zobaczył -ile można czekać ?Przynajmniej lepiej wyglądasz .                  
 Nalał kawy do dwóch kubków termicznych i podał mi jeden z nich .Bez słowa opuściliśmy mój dom .Nie protestowałem .To i tak nie miało sensu .Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy na spotkanie Harremu.